Za oknem lało jak z cebra, i zdecydowanie myślami byłam już
w mieszkaniu mojego kuzyna niż we własnym biurze. Od rana miałam kiepski humor,
nic mi nie wychodziło. Najpierw wylałam na siebie kawę i musiałam się przebrać,
przez co spóźniłam się na spotkanie. A do tego dowiedziałam się, że nie
dostarczą mi na czas materiałów, które potrzebowałam w przyszłym tygodniu.
Przez to siedziałam i przekopywałam internet w poszukiwaniu produktów
zastępczych. W biurze praktycznie nikogo już nie było, więc sama wyłączyłam
laptopa i zbierałam swoje rzeczy. Jakimś cudem, udało mi się dobiec do
samochodu i nie zmoknąć na tyle, aby zaraz zmieniać buty i kurtkę. Usłyszałam
dzwonek swojego telefonu więc tylko westchnęłam, zobaczyłam ze to Pedro, więc
tylko machnęłam ręką i pojechałam w stronę Vigo. Zaparkowałam na wolnym miejscu
i z uśmiechem weszłam do mieszkania swojego kuzyna, w którym o dziwo jeszcze
nikogo nie było.
- Nie martw się, jeszcze się zejdą. – zaśmiał się Ignacio
- To poproszę herbatkę. – uśmiechnęłam się wyciągając
telefon i napisałam wiadomość do Pedro: „Dojechałam cała i zdrowa. I nawet nie
zmokłam tak jak rano. Podziwiam cię za to, że grasz na boisku w taką pogodę.”
- Herbatka dla pani i pozdrów go.
Zaśmiałam się jedynie i jeszcze przeczytałam od niego wiadomość.
Życzył mi udanego weekendu więc tylko wrzuciłam go do swojej torby. Teraz miałam
wolne i tego było mi trzeba. przez cały weekend odpoczywałam i delektowałam się
świetnym towarzystwem. Wracałam właśnie do domu i słuchałam radia gdzie akurat
leciał mecz. Nigdy nie myślałam, że będę w drodze słuchać akurat relacji. Usłyszałam,
że jest gol i uśmiechnęłam się szeroko jak komentator powiedział, że to Pedro
był zdobywcą gola. Tego się nie spodziewałam. Jak tylko dojechałam do
mieszkania, od razu napisałam mu wiadomość i pogratulowałam.
Po miłym weekendzie ciężko jest wrócić do codzienności. Od
nowa siedziałam w biurze i zastanawiałam się jak to się dzieje, że mam aż tyle
biurowej roboty. Usłyszałam telefon służbowy więc od razu za niego złapałam.
- Ana Dominguez, słucham?
- Dzień dobry. Dzwonię z pytaniem, czy byłaby Pani
zainteresowana zorganizowaniem ślubu w stylu boho na potrzeby sesji zdjęciowej?
Moi klienci wzięli ślub latem w innym państwie i nie mają zdjęć, a bardzo im
się taka sesja marzy. W dodatku obejrzałem Pani zdjęcia z innych takich ślubów
i byłbym bardzo zainteresowany zatrudnieniem Pani.
- A o jakim terminie mowa?
- Chodzi mi o weekend. Cały weekend. Jakby Pani podała mi
email, to mógłbym wszystko podesłać. Cały plan i moje portfolio.
- Dobrze. w takim razie mój email jest na stronie, można
wszystko podesłać i po przejrzeniu dam znać.
- Dobrze. W takim razie zaraz wszystko wyśle i będę czekać
na wiadomość od Pani.
Nie powiem, ten telefon bardzo mnie zaintrygował. W dodatku
termin był dosyć krótki, ale wszystko dałoby się zorganizować. Już w sumie
czytając jego wiadomość notowałam co i jak, do tego zdjęcia robił magiczne. I
byłam zdecydowana. Szybko mu napisałam wszystko co i jak. Uśmiechnęłam się, i
przypomniałam sobie o jednym, ten weekend miałam spędzić z Pedro. Spojrzałam na
zegarek i widząc godzinę, od razu wiedziałam, ze siedzi z córką. Wyciągnęłam
się po prywatny telefon i wykręciłam numer do niego. Jeden sygnał, drugi,
trzeci. I usłyszałam pisk na co się zaśmiałam.
- Co ty tam jej robisz?
- Kopiemy piłkę. – zaśmiał się – Może do nas dołączysz?
- Jestem jeszcze w pracy. – westchnęłam – I dzwonię też z
tego powodu. Jak bardzo będziesz zły jak odwołam nasz weekend?
- Odwołasz? Praca?
- Owszem, dostałam ciekawe zlecenie dzisiaj. Coś nowego, ale
ekscytującego. Wiem, że mieliśmy spędzić weekend razem, jednak…
- A co to za zlecenie?
- Spełnianie marzeń. Dostałam zlecenie aby przygotować
zimowy ślub w stylu boho. Para, która nas zatrudniła, brała ślub latem w innym
kraju i nie ma pamiątki w postaci zdjęć. Zadzwonił do mnie fotograf i podoba mu
się to co robię i w taki o to sposób spędzimy dwa dni na zdjęciach. Chociaż
wiem, że masz wolne….
- Spokojnie, jeśli to spełnianie marzeń. – zauważył –
Chociaż nie będzie to trudne zadanie? Zimowy ślub?
- Nie będzie łatwo, ale dam radę. – uśmiechnęłam się –
Kolejne wyzwanie. A od dawna nie planowałam ślubów, zwłaszcza w stylu boho. A
pomysł fotografa jest całkiem ciekawy.
- No dobrze. Kochanie nie kop w róże babci. – westchnął na
co się tylko cicho zaśmiałam – Muszę kończyć, czeka mnie teraz inne wyzwanie,
jak wyprostować róże.
Pedro jedynie się wyłączył i nie powiem, ale lekko mnie to
ruszyło. Od razu wyczułam, że nie jest zadowolony z mojego telefonu, a już tym
bardziej z tego co powiedziałam. I przez to nie czułam się dobrze. Skupiłam się
jednak na ślubie, szukałam inspiracji cały czas i w taki o to sposób miałam
cały folder i latałam jak głupia po mieście, aby wszystko przygotować. W piątek
wszystko przygotowywałam i w taki o to sposób w sobotni poranek wszystko było
gotowe i spotkaliśmy się całą ekipą. Przez cały dzień świetnie się bawiłam i
wrzucałam zdjęcia na swoje konto. Miałam
nadzieję, że zdjęcia wyjdą idealnie, zwłaszcza, że chwalili wystrój co mnie
bardzo cieszyło. Wrzuciłam ostatnie zdjęcie mówiące o tym, że właśnie
zakończyłam pracę, i zobaczyłam, że nawet Pedro to polubił. W poniedziałek i
tak musiałam od rana być w biurze i planowałam wszystkie inne imprezy. I
usłyszałam swój telefon, Pedro zapraszał mnie na lunch więc od razu się zgodziłam.
Napisał mi, że po mnie wpadnie, więc na niego czekałam. Puścił mi sygnał, więc
zeszłam do niego w podskokach i o dziwo pojechał na plażę. Jak się okazało miał
już wszystko ze sobą więc tylko złapałam za swój pojemnik i zamruczałam na sam
widok.
- Czyli dobrze wybrałem? – uśmiechnął się do mnie Pedro co
odwzajemniłam – Pewnie myślałaś, że pojedziemy gdzieś do knajpy?
- Owszem, jednak to mi się podoba. – odsunęłam fotel,
ściągając buty i zarazem siadając po turecku – Ale jak minął weekend?
- Pojechałem z Galą na basen i w sumie cały weekend
spędziłem z rodziną. Miło było tak odpocząć. Ale za to ty spisałaś się na
medal. Wystrój był świetny.
- A dziękuje. – uśmiechnęłam się szeroko – Lubię robić
dekorację ślubne. Latem mam pełno takich zleceń, wiadomo zimą nie każdy chce
brać ślub.
- Zwłaszcza w tym rejonie, jest zimno na takie imprezy.
- Nie gniewasz się chyba za to, że wybrałam zlecenie? Wiem,
że musiałeś zmieniać plany. Do tego to był jedyny wolny weekend.
- Daj spokój. Nie jestem dzieckiem. – uśmiechnął się – W
końcu spędzasz ze mną lunch. W paskudny poniedziałkowy dzień. – a ja od razu
zapytałam czy się coś wydarzyło – Zderzyłem się dzisiaj na treningu i trochę
mnie bark boli. – westchnął na co od razu zapytałam który – Prawy. Wpadłem na
kumpla z dużą prędkością.
- Moje biedactwo. – od razu go delikatnie pogłaskałam po
barku – Pewnie i tak jedziesz na drugi trening?
- Owszem, odstawię cię do pracy i jadę pokopać. Chociaż
przyda się małe znieczulenie. – puścił mi oczko na co się zaśmiałam i tylko
skradłam mu całusa na co zamruczał
- Ok, jest mi trochę nie wygodnie na takie zabawy. –
zauważyłam na co się zaśmiał – Chociaż może wpadnę wieczorem, aby skraść całusa
na dobranoc?
- Zapraszam.
Widziałam tylko jego szeroki uśmiech co odwzajemniłam. Pedro
spakował nasze pojemniki do torby i wysiadł tylko wyrzucając je do śmietnika i
zaraz wrócił do mnie, ruszył do mojego
biura i o dziwo znalazł całkiem dobry skrót. Wysiadłam zaraz i tylko nachyliłam
się do okna z jego strony i skradłam mu kolejnego całusa. Wróciłam do pracy i
było zdecydowanie lepiej. Zresztą wieczorem zamiast do domu, pojechałam do
Pedro, który przywitał mnie z uśmiechem co odwzajemniłam. Jak się okazało Gala już spała, zmęczył ją na tyle aby nam nie przeszkadzała. Chociaż
chciałam się z nim podroczyć i zapytałam w czym ma nam przeszkadzać. Pedro
jedynie na mnie spojrzał, więc się cicho zaśmiałam i zaraz znalazłam w jego
sypialni. Starałam się wyrównać oddech, jednak nie było to łatwe zadanie. Spojrzałam
na Pedro i od razu w oczy rzucił mi się siniak na barku, tylko odwróciłam się
do niego bokiem i go pocałowałam w to miejsce na co syknął tylko. Szepnęłam
tylko, że sport to zdrowie. Mruknął tylko, że to nie tylko sport, na co się cicho
zaśmiałam wtulając z niego. Poczułam jak całuje mnie po karku na co zamruczałam
i odchyliłam głowę ułatwiając mu dostęp.
- Tęskniłem za tobą. – szepnął mi do ucha na co się
uśmiechnęłam – Chociaż pewnie nie powinienem ci tego mówić. Kiedy oboje
jesteśmy nadzy.
- Możesz mi mówić co chcesz. Zwłaszcza to… - szepnęłam – Bo
ja też za Panem tęskniłam. A wiem, że to było w planie na weekend.
- Właściwie to… - zmieszał się czym mnie zdziwił –
Planowałem weekend poza domem. Wynająć pokój, w małym hotelu. W Porto. Gala
miała przenocować u dziadka.
- Wiesz, że nie musisz jej podrzucać komuś, aby spędzić czas
ze mną.
- Wiem, co mnie cieszy. Jednak… chciałem się też poczuć jak
ktoś w nowym, młodym związku. Zabrać moją dziewczynę na weekend, spędzić z nią
każdą chwilę. Kocham córkę, jednak czasem mnie ogranicza. – szepnął – Wiem, że
nie powinienem tak mówić.
- Pedro, ale ja to rozumiem. Miałeś w końcu żyć z Marią
wieczność. – pogłaskałam go po policzku – Ciężko jest wrócić do randkowania z
przeszłością. I wiem, że taki weekend jeszcze przed nami. Porto to śliczne
miasto i zamierzam je odwiedzić z moim chłopakiem. Który mam nadzieję, że zaraz
mi pokaże jak bardzo za mną tęsknił.
Pedro marzy się wypad z ukochaną sam na sam, ale jak sam zauważył, jego możliwości są odrobinę ograniczone. Powinien jednak zauważać pozytywy. W końcu Ana akceptuje Galę i lubi spędzać z nią czas. Priorytetem dla niego powinien być ich dobry kontakt. Zaplanował sobie wszystko idealnie, ale niestety praca Any weszła mu w drogę. Na pewno nie był do końca zadowolony, ale przecież jeszcze sobie to odbiją :)
OdpowiedzUsuń