piątek, 13 września 2019

20. Kocham córkę, jednak czasem mnie ogranicza.

Za oknem lało jak z cebra, i zdecydowanie myślami byłam już w mieszkaniu mojego kuzyna niż we własnym biurze. Od rana miałam kiepski humor, nic mi nie wychodziło. Najpierw wylałam na siebie kawę i musiałam się przebrać, przez co spóźniłam się na spotkanie. A do tego dowiedziałam się, że nie dostarczą mi na czas materiałów, które potrzebowałam w przyszłym tygodniu. Przez to siedziałam i przekopywałam internet w poszukiwaniu produktów zastępczych. W biurze praktycznie nikogo już nie było, więc sama wyłączyłam laptopa i zbierałam swoje rzeczy. Jakimś cudem, udało mi się dobiec do samochodu i nie zmoknąć na tyle, aby zaraz zmieniać buty i kurtkę. Usłyszałam dzwonek swojego telefonu więc tylko westchnęłam, zobaczyłam ze to Pedro, więc tylko machnęłam ręką i pojechałam w stronę Vigo. Zaparkowałam na wolnym miejscu i z uśmiechem weszłam do mieszkania swojego kuzyna, w którym o dziwo jeszcze nikogo nie było.

- Nie martw się, jeszcze się zejdą. – zaśmiał się Ignacio
- To poproszę herbatkę. – uśmiechnęłam się wyciągając telefon i napisałam wiadomość do Pedro: „Dojechałam cała i zdrowa. I nawet nie zmokłam tak jak rano. Podziwiam cię za to, że grasz na boisku w taką pogodę.”
- Herbatka dla pani i pozdrów go.

Zaśmiałam się jedynie i jeszcze przeczytałam od niego wiadomość. Życzył mi udanego weekendu więc tylko wrzuciłam go do swojej torby. Teraz miałam wolne i tego było mi trzeba. przez cały weekend odpoczywałam i delektowałam się świetnym towarzystwem. Wracałam właśnie do domu i słuchałam radia gdzie akurat leciał mecz. Nigdy nie myślałam, że będę w drodze słuchać akurat relacji. Usłyszałam, że jest gol i uśmiechnęłam się szeroko jak komentator powiedział, że to Pedro był zdobywcą gola. Tego się nie spodziewałam. Jak tylko dojechałam do mieszkania, od razu napisałam mu wiadomość i pogratulowałam.
Po miłym weekendzie ciężko jest wrócić do codzienności. Od nowa siedziałam w biurze i zastanawiałam się jak to się dzieje, że mam aż tyle biurowej roboty. Usłyszałam telefon służbowy więc od razu za niego złapałam.

- Ana Dominguez, słucham?
- Dzień dobry. Dzwonię z pytaniem, czy byłaby Pani zainteresowana zorganizowaniem ślubu w stylu boho na potrzeby sesji zdjęciowej? Moi klienci wzięli ślub latem w innym państwie i nie mają zdjęć, a bardzo im się taka sesja marzy. W dodatku obejrzałem Pani zdjęcia z innych takich ślubów i byłbym bardzo zainteresowany zatrudnieniem Pani.
- A o jakim terminie mowa?
- Chodzi mi o weekend. Cały weekend. Jakby Pani podała mi email, to mógłbym wszystko podesłać. Cały plan i moje portfolio.
- Dobrze. w takim razie mój email jest na stronie, można wszystko podesłać i po przejrzeniu dam znać.
- Dobrze. W takim razie zaraz wszystko wyśle i będę czekać na wiadomość od Pani.

Nie powiem, ten telefon bardzo mnie zaintrygował. W dodatku termin był dosyć krótki, ale wszystko dałoby się zorganizować. Już w sumie czytając jego wiadomość notowałam co i jak, do tego zdjęcia robił magiczne. I byłam zdecydowana. Szybko mu napisałam wszystko co i jak. Uśmiechnęłam się, i przypomniałam sobie o jednym, ten weekend miałam spędzić z Pedro. Spojrzałam na zegarek i widząc godzinę, od razu wiedziałam, ze siedzi z córką. Wyciągnęłam się po prywatny telefon i wykręciłam numer do niego. Jeden sygnał, drugi, trzeci. I usłyszałam pisk na co się zaśmiałam.

- Co ty tam jej robisz?
- Kopiemy piłkę. – zaśmiał się – Może do nas dołączysz?
- Jestem jeszcze w pracy. – westchnęłam – I dzwonię też z tego powodu. Jak bardzo będziesz zły jak odwołam nasz weekend?
- Odwołasz? Praca?
- Owszem, dostałam ciekawe zlecenie dzisiaj. Coś nowego, ale ekscytującego. Wiem, że mieliśmy spędzić weekend razem, jednak…
- A co to za zlecenie?
- Spełnianie marzeń. Dostałam zlecenie aby przygotować zimowy ślub w stylu boho. Para, która nas zatrudniła, brała ślub latem w innym kraju i nie ma pamiątki w postaci zdjęć. Zadzwonił do mnie fotograf i podoba mu się to co robię i w taki o to sposób spędzimy dwa dni na zdjęciach. Chociaż wiem, że masz wolne….
- Spokojnie, jeśli to spełnianie marzeń. – zauważył – Chociaż nie będzie to trudne zadanie? Zimowy ślub?
- Nie będzie łatwo, ale dam radę. – uśmiechnęłam się – Kolejne wyzwanie. A od dawna nie planowałam ślubów, zwłaszcza w stylu boho. A pomysł fotografa jest całkiem ciekawy.
- No dobrze. Kochanie nie kop w róże babci. – westchnął na co się tylko cicho zaśmiałam – Muszę kończyć, czeka mnie teraz inne wyzwanie, jak wyprostować róże.

Pedro jedynie się wyłączył i nie powiem, ale lekko mnie to ruszyło. Od razu wyczułam, że nie jest zadowolony z mojego telefonu, a już tym bardziej z tego co powiedziałam. I przez to nie czułam się dobrze. Skupiłam się jednak na ślubie, szukałam inspiracji cały czas i w taki o to sposób miałam cały folder i latałam jak głupia po mieście, aby wszystko przygotować. W piątek wszystko przygotowywałam i w taki o to sposób w sobotni poranek wszystko było gotowe i spotkaliśmy się całą ekipą. Przez cały dzień świetnie się bawiłam i wrzucałam zdjęcia na swoje konto.  Miałam nadzieję, że zdjęcia wyjdą idealnie, zwłaszcza, że chwalili wystrój co mnie bardzo cieszyło. Wrzuciłam ostatnie zdjęcie mówiące o tym, że właśnie zakończyłam pracę, i zobaczyłam, że nawet Pedro to polubił. W poniedziałek i tak musiałam od rana być w biurze i planowałam wszystkie inne imprezy. I usłyszałam swój telefon, Pedro zapraszał mnie na lunch więc od razu się zgodziłam. Napisał mi, że po mnie wpadnie, więc na niego czekałam. Puścił mi sygnał, więc zeszłam do niego w podskokach i o dziwo pojechał na plażę. Jak się okazało miał już wszystko ze sobą więc tylko złapałam za swój pojemnik i zamruczałam na sam widok.

- Czyli dobrze wybrałem? – uśmiechnął się do mnie Pedro co odwzajemniłam – Pewnie myślałaś, że pojedziemy gdzieś do knajpy?
- Owszem, jednak to mi się podoba. – odsunęłam fotel, ściągając buty i zarazem siadając po turecku – Ale jak minął weekend?
- Pojechałem z Galą na basen i w sumie cały weekend spędziłem z rodziną. Miło było tak odpocząć. Ale za to ty spisałaś się na medal. Wystrój był świetny.
- A dziękuje. – uśmiechnęłam się szeroko – Lubię robić dekorację ślubne. Latem mam pełno takich zleceń, wiadomo zimą nie każdy chce brać ślub.
- Zwłaszcza w tym rejonie, jest zimno na takie imprezy.
- Nie gniewasz się chyba za to, że wybrałam zlecenie? Wiem, że musiałeś zmieniać plany. Do tego to był jedyny wolny weekend.
- Daj spokój. Nie jestem dzieckiem. – uśmiechnął się – W końcu spędzasz ze mną lunch. W paskudny poniedziałkowy dzień. – a ja od razu zapytałam czy się coś wydarzyło – Zderzyłem się dzisiaj na treningu i trochę mnie bark boli. – westchnął na co od razu zapytałam który – Prawy. Wpadłem na kumpla z dużą prędkością.
- Moje biedactwo. – od razu go delikatnie pogłaskałam po barku – Pewnie i tak jedziesz na drugi trening?
- Owszem, odstawię cię do pracy i jadę pokopać. Chociaż przyda się małe znieczulenie. – puścił mi oczko na co się zaśmiałam i tylko skradłam mu całusa na co zamruczał
- Ok, jest mi trochę nie wygodnie na takie zabawy. – zauważyłam na co się zaśmiał – Chociaż może wpadnę wieczorem, aby skraść całusa na dobranoc?
- Zapraszam.

Widziałam tylko jego szeroki uśmiech co odwzajemniłam. Pedro spakował nasze pojemniki do torby i wysiadł tylko wyrzucając je do śmietnika i zaraz wrócił do  mnie, ruszył do mojego biura i o dziwo znalazł całkiem dobry skrót. Wysiadłam zaraz i tylko nachyliłam się do okna z jego strony i skradłam mu kolejnego całusa. Wróciłam do pracy i było zdecydowanie lepiej. Zresztą wieczorem zamiast do domu, pojechałam do Pedro, który przywitał mnie z uśmiechem co odwzajemniłam. Jak się okazało Gala już spała, zmęczył ją na tyle aby nam nie przeszkadzała. Chociaż chciałam się z nim podroczyć i zapytałam w czym ma nam przeszkadzać. Pedro jedynie na mnie spojrzał, więc się cicho zaśmiałam i zaraz znalazłam w jego sypialni. Starałam się wyrównać oddech, jednak nie było to łatwe zadanie. Spojrzałam na Pedro i od razu w oczy rzucił mi się siniak na barku, tylko odwróciłam się do niego bokiem i go pocałowałam w to miejsce na co syknął tylko. Szepnęłam tylko, że sport to zdrowie. Mruknął tylko, że to nie tylko sport, na co się cicho zaśmiałam wtulając z niego. Poczułam jak całuje mnie po karku na co zamruczałam i odchyliłam głowę ułatwiając mu dostęp.

- Tęskniłem za tobą. – szepnął mi do ucha na co się uśmiechnęłam – Chociaż pewnie nie powinienem ci tego mówić. Kiedy oboje jesteśmy nadzy.
- Możesz mi mówić co chcesz. Zwłaszcza to… - szepnęłam – Bo ja też za Panem tęskniłam. A wiem, że to było w planie na weekend.
- Właściwie to… - zmieszał się czym mnie zdziwił – Planowałem weekend poza domem. Wynająć pokój, w małym hotelu. W Porto. Gala miała przenocować u dziadka.
- Wiesz, że nie musisz jej podrzucać komuś, aby spędzić czas ze mną.
- Wiem, co mnie cieszy. Jednak… chciałem się też poczuć jak ktoś w nowym, młodym związku. Zabrać moją dziewczynę na weekend, spędzić z nią każdą chwilę. Kocham córkę, jednak czasem mnie ogranicza. – szepnął – Wiem, że nie powinienem tak mówić.

- Pedro, ale ja to rozumiem. Miałeś w końcu żyć z Marią wieczność. – pogłaskałam go po policzku – Ciężko jest wrócić do randkowania z przeszłością. I wiem, że taki weekend jeszcze przed nami. Porto to śliczne miasto i zamierzam je odwiedzić z moim chłopakiem. Który mam nadzieję, że zaraz mi pokaże jak bardzo za mną tęsknił. 

1 komentarz:

  1. Pedro marzy się wypad z ukochaną sam na sam, ale jak sam zauważył, jego możliwości są odrobinę ograniczone. Powinien jednak zauważać pozytywy. W końcu Ana akceptuje Galę i lubi spędzać z nią czas. Priorytetem dla niego powinien być ich dobry kontakt. Zaplanował sobie wszystko idealnie, ale niestety praca Any weszła mu w drogę. Na pewno nie był do końca zadowolony, ale przecież jeszcze sobie to odbiją :)

    OdpowiedzUsuń