Dni mijały powoli, właściwie to miałam coraz mniej czasu dla
samej siebie, jak i dla wszystkich dookoła. Praca zdecydowanie zabierała mi
dużo cennego czasu, i myślałam nad tym, aby zrobić sobie jakieś wagary.
Wyjechać na weekend bądź kilka dni. W dodatku Pedro sam leczył kontuzję i przez
to też nie był do końca radosny, nawet raz się z nim pokłóciłam. I
zastanawiałam się czy to właśnie nie jest ten moment, kiedy sielanka się
kończy, a nad nami wiszą burzowe chmury. Siedziałam właśnie w kawiarni,
postanowiłam się choć przez chwilę zrelaksować kawą. Wyłączyłam nawet telefon i
po prostu siedziałam z kubkiem kawy i rozmyślałam nad wszystkim. Zresztą, moja
firma i tak już wkroczyła na jeden tor, organizowaliśmy już tylko wesela i
kilka imprez urodzinowych. Cała ekipa była zgodna, że to pora zatrzymać się,
nie brać już wszystkiego co popadnie. Naprawdę byłam wdzięczna, że otaczają
mnie takie osoby. Choć ostatnio dwa lokale wypowiedziały mi umowę i nie do
końca wiedziałam dlaczego, ok., jeden został sprzedany, to rozumiem. Ale drugi?
Miałam tylko nadzieję, że to nie zwiastuje jakich problemów. Dalej tak
rozmyślałam, kiedy usłyszałam swoje imię. Zdziwiona podniosłam głowę i
myślałam, że w tym momencie dostanę zawału na miejscu. Przede mną, jakby nigdy
nic, z uśmiechem i dobrze ubrany, stał nie kto inny jak Nicolas we własnej
osobie. Myślałam, że zobaczyłam ducha i nie byłam w stanie nic powiedzieć,
nawet się ruszyć choć na milimetr. Po prostu wpatrywałam się w chłopaka.
- Matko nic się nie zmieniłaś. – zauważył na co dopiero się
ocknęłam i sama wstałam ze swojego miejsca i zaraz mogłam poczuć jego znajomy
zapach, kiedy mnie delikatnie objął ramieniem – Wcześniej widziałem się z twoją
mamą, mówiła mi, że nadal tutaj jesteś. Ale niespodzianka, że akurat
spotkaliśmy się tutaj.
- To akurat nie jest niespodzianka. – powiedziałam cicho – W
końcu od zawsze tutaj piliśmy czekoladę i odrabialiśmy lekcje. – wzruszyłam
ramionami
- No tak, trochę dziwne, że ta knajpka jeszcze stoi. –
zaśmiał się – Ale co u ciebie?
- Pracuje, mam swoją firmę. A u ciebie?
- Wróciłem na stare śmieci. – zaśmiał się czego nie
rozumiałam – Moja firma ma tutaj filię, a że dobrze znam tej rejon,
postanowiłem wrócić na stare śmieci. Mieszkam w La Corunie od trzech miesięcy.
– powiedział na co pokiwałam głową i wtedy zobaczyłam złotą obrączkę na jego
palcu i dopiero do mnie dotarło, że przecież mama mi o tym mówiła
- Sam? – zapytałam zanim ugryzłam się w język
- Z żoną. Ale widziałem na twoim koncie, ze ty również
szczęśliwa. – zauważył czym mnie zdziwił – Obserwuje twoje poczynania jako
organizatorka ślubów. W sumie dziwne, zawsze
myślałem, że jednak skończysz w biurze, w banku.
- Śledzisz mnie?
- Właściwie to moja żona. Jest wielką fanką twoich
wystrojów. I tak jakoś sam zacząłem obserwować twoje poczynania. Zawsze zresztą
wiedziałem, że masz ogromny talent. – zauważył na co pokiwałam jedynie głową –
Może spotkamy się na jakimś obiedzie? Jak za dawnych czasów?
- Nie wiem. Mam sporo pracy. – zauważyłam na co pokiwał
głową na znak, że rozumie – Właściwie to jestem spóźniona.
Dość szybko się ogarnęłam, zabrałam wszystkie swoje rzeczy i
jedynie rzuciłam na razie. Prawda była taka, że miałam nawet gdzieś co o mnie
pomyśli. Uciekłam jak nastolatka, wpadłam jedynie do swojego biura i zamknęłam
się tam na cały dzień. Choć nic tak naprawdę nie robiłam, tylko nad wszystkim
myślałam, wspominałam i dotarło do mnie co powiedział. Też jestem szczęśliwa…
weszłam jedynie na swoje konto i powoli analizowałam całą zawartość. Wszystkie
zdjęcia, jakie wrzuciłam do tej pory i w sumie tylko na dwóch był Pedro, ale
ani razu nie pokazałam twarzy. Ukrywałam go, choć on się nie wstydził wrzucać
zdjęcie ze mną. Miałam dość, dlatego ponownie schowałam wszystkie swoje rzeczy
do torby i wyszłam z biura. Nie miałam ochoty z nikim rozmawiać, choć
widziałam, ze Pedro do mnie dzwonił, pisał. Jedynie mu odpisałam, ze nie mam
czasu, odezwę się. Siedziałam na plaży i po prostu myślałam… a raczej
zastanawiałam się, dlaczego kuje mnie serce.
&&&
Byłem zdziwiony, ok. ostatnio pokłóciłem się z Aną, ale
raczej sobie to wszystko wyjaśniliśmy, a tutaj nie odzywa się do mnie od kilku
dni, a jak już odpisuje to raczej mnie zbywa i zastanawiałem się tak naprawdę o
co chodzi. w dodatku Gala się rozchorowała, więc też nie miałem jak się wyrwać,
aby z nią porozmawiać. Siedziałem nad kubkiem kawy, odpoczywając po ostatnim
treningu, po kontuzji nie było już śladu, miałem być powołany w weekend, i w
taki też o to sposób siedziałem przed wejściówkami. W sumie moja rodzina
ponownie nie mogła znaleźć się na trybunach, więc tylko złapałem za swój
telefon i szybko odnalazłem Ignacio w znajomych. Krótka wiadomość i czekałem na
odpowiedź.
„ŻE CO?! CHCESZ NAM ODDAĆ SWOJE WEJŚCIÓWKI?! NA MECZ Z
BARCELONĄ?!?!?!”
Zaśmiałem się jedynie, choć przyjęli mnie w swoje szeregi to
jednak czasem ich miłość do piłki mnie przerażała, odpisałem jedynie, że z
mojej rodziny nikt nie może się pojawić, a od razu wiedziałem, że nie przegapią
takiego meczu.
„Stary! Już ja się postaram, aby moja kuzyneczka ci się
dobrze odwdzięczyła”
„Tak łatwo chcesz sprzedać Ane?:)”
„Ej! Bez takich mi tu, to w końcu moja siostra:P ale daj
jej, a już ja się postaram aby też była na meczu.”
„No nie wiem… Ana jest ostatnio bardzo zapracowana. Może
lepiej, aby odpoczęła wieczorem.”
„Zapracowana? Ana wzięła urlop. A wnioskując po tym, że nic
nie wiesz to rozumiem, że się pokłóciliście, albo macie ciche dni?”
„Właśnie sam już nie wiem. Raczej nic takiego się nie
wydarzyło… chyba, że tu o co innego chodzi”
Odpisałem i tylko westchnąłem. Nawet nie wiedziałem, ze moja
dziewczyna jest na urlopie. W tym momencie było dla mnie wszystko jasne, coś
się musiało stać. Inaczej by mi powiedziała. Zresztą zastanawiałem się jak z
nią porozmawiać na ten temat. Musiałem załatwić kogoś, kto by zajął się Galą,
ale jednak stwierdziłem, że najlepiej będzie jak wezmę córkę ze sobą, jak już
się wyśpi. Pojechałem pod blok Any i od razu z córką na rękach ruszyłem w
kierunku mieszkania mojej dziewczyny. Gala rozglądała się dookoła, i w końcu
zadzwoniłem do jej drzwi, z nadzieją, że jest jednak w mieszkaniu. Jeden
dzwonek, drugi. Nawet zacząłem pukać, aż w końcu w drzwiach stanęła Ana i od
razu wiedziałem, że jest coś nie tak, choć udała wielkie zdziwienie jak mnie
zobaczyła z Galą. Bez słowa wszedłem do środka i rozebrałem córkę z kurtki i
pozwoliłem jej rozejrzeć się po obcym mieszkaniu i tylko stałem tak
przyglądając się dziewczynie, która dalej miała zdziwiony wyraz twarzy.
- A teraz słucham. – westchnąłem – Wiem o twoim urlopie. Do
tego milczysz. Czy zrobiłem coś złego?
- Jestem po prostu zmęczona, dlatego. – powiedziała cicho a
ja miałem wrażenie, że przede mną stoi moja córka, a nie dziewczyna
- Wystarczyło powiedzieć, a nie milczeć. – od razu
zauważyłem – Gala, kochanie nie można ruszać tych książek. – od razu upomniałem
córkę na co westchnęła jedynie pod noskiem – Słuchaj, dowiaduję się od twojego
kuzyna, że masz urlop. Ok., rozumiem jesteś zmęczona, chcesz odpocząć, ale nie
zbywaj mnie. Cały czas głowiłem się co jest nie tak, czy coś zrobiłem.
- Spotkałam Nicolasa. – szepnęła a ja nie rozumiałem o co
chodzi, a raczej o kogo – Mojego byłego. Spotkałam go w naszej knajpce,
normalnie jakbym widziała ducha. – mówiła dalej cicho – W dodatku śledzi mnie,
moje konto i wie co u mnie, a i jego żona, tak żona. Zatrudniła mnie jako organizatorka
babyshower.
- O na pewno nie. Mam nadzieję, ze jej odmówiłaś. – ale
jedynie spuściła głowę – Ana! Co jak co, ale nie możesz organizować takiej
imprezy żonie swojego byłego. Zwłaszcza, ze po spotkaniu z nim zachowujesz się
jak nie ty.
- Dlatego się nie chciałam z tobą widzieć. – wypłakała – Bo
dotarło do mnie, że chyba dalej coś do niego czuję… a to nie jest fair w
stosunku do ciebie, do Gali. – miałem już coś powiedzieć – A ty nie jesteś
lepszy, też kochasz swoją byłą żonę. Oboje jesteśmy popieprzeni. To wszystko
jest chore.
- Masz rację, dalej coś czuję do Marii, ale również czuję
coś do ciebie. – westchnąłem podchodząc do niej bliżej – Nie mogę tego
porównać, bo z każdą osobą jest inaczej, dobrze zresztą o tym wiesz, bo również
czujesz coś do mnie. Zapewne jakbym zobaczył swoją pierwsza miłość, w miejscu,
które mi o niej przypomina też bym wyglądał jak ktoś, kto zobaczył ducha.
Wspomnienia wracają, i to ze zdwojoną siłą, jednak… trzeba iść naprzód.
Zrobiłaś to, miałaś kilka niezobowiązujących związków, aż w końcu trafiła ci się
taka popieprzona partia jak ja. – wzruszyłem ramionami – Jednak proszę cię.
Nawet nie myśl, aby teraz ode mnie odchodzić. Powinnaś przekazać to zlecenie
komuś innemu, odmówić. A jak nie, to ja im pokażę macho Mosquere.
- Masz rację… czuję coś do ciebie, jednak nie wiem czy
jestem gotowa na bycie macochą.. – szepnęła a ja aż stanąłem sztywno – Lubię
Galę, jest kochana. Jednak ona potrzebuje mamy… a ja nie wiem czy jestem na to
gotowa i czy jestem też odpowiednią osobą. Maria… była zupełnie inną kobietą niż
ja… mieliście wszystko dokładnie poukładane…
- Ty również masz wszystko poukładane. – szepnąłem łapiąc ją
za twarz – Nie wywieram na tobie presji, rozumiem, że nie jest łatwo brać mnie
w pakiecie, ale też nie wymagam abyś była nagle macochą dla mojej córki.
Owszem, wie, że spędzamy ze sobą sporo czasu, masz z nią świetny kontakt,
jednak tak samo robi jej opiekunka. A to nic nie znaczy. W tym momencie to
raczej mam ochotę nakopać temu dupkowi do tyłka.
- Jestem po prostu tym wszystkim już zmęczona. – szepnęła i
wtuliła się mocno we mnie na co sam pogłaskałem ją po włosach na koniec dając
jej całusa w czubek głowy i wtedy widziałem jak Gala sama do nas podchodzi i
wtula się w nogi Any, dziewczyna sama wzięła ją na ręce i dostała buziaka od
mojej córki na co sam się uśmiechnąłem – Co aniołku?
- Kochanie nie płacz. Zresztą my, z Galą na to nie
pozwolimy, prawda? – zauważyłem na co zaraz rozległ się krzyk „Cak!” – I
imprezę przekaż Laurze, to najlepsze rozwiązanie. Nie ma sensu się tak katować.
Zresztą, jak chcesz to Gala jest do dyspozycji.
O dziwo żadnej odpowiedzi nie dostałem, Ana po prostu tak
stała z Galą na rękach i dokładnie się jej przyglądała. Nawet miałem wrażenie,
ze jest w zupełnie innym świecie. Zresztą trochę posiedzieliśmy u niej jeszcze
i już musiałem wracać do domu. Oczywiście powiedziałem Anie, że zleci się tu
całe kuzynostwo i chcę ją widzieć na stadionie. Była zdziwiona i jak się
dowiedziała, że dostali wejściówki ode mnie od razu westchnęła i zaproponowała
o dziwo, że zabierze Galę ze sobą. O tym w sumie nie pomyślałem, ale miała
rację. Byłoby miło choć raz wiedzieć, ze moja córka jest na stadionie i choć
przez chwilę widzi mnie na boisku.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz