sobota, 5 października 2019

30. Zazdrosny?

Byłam w trakcie planowania dwóch imprez, dekorowałam właśnie balkon, kiedy Laura stała obok mnie i notowała wszystkie pomysły na drugą imprezę. Miało to być wesele, więc miałyśmy burzę mózgów  w dodatku dopisywała listę zakupów. Na szczęście pogoda nam dopisywała, a Pedro dał mi chwilę na pracę. Powiesiłam ostatni balon i stanęłam na środku podziwiając widok.

- No, no szefowo. – uśmiechnęła się Laura co odwzajemniłam wyciągając telefon – Nasz instagram ma już sporo fanów.
- Owszem i zaczynam wierzyć, że większość osób nie śledzi nas, aby zatrudnić. – westchnęłam
- Chyba musisz odciąć swoje prywatne zdjęcia. – a ja pokiwałam głowa, że ma rację – W takim razie pora imprezować.

Uśmiechnęłam się jedynie do niej i zaraz widziałam w jej dłoni aparat, którym robiła zdjęcia na naszą stronę. Sama również wrzuciłam kilka i zaśmiałam się na widok zdjęcia Pedro. Korzystał z ostatnich ciepłych dni, i jak widać świetnie się bawił na desce. Musiałam w sumie przyznać, że trochę mu tego zazdrościłam. Jednak wróciłam do domu wykończona, a od rana musiałam pracować ciężko nad weselem. Akurat te zlecenia lubiłam najbardziej, i zawsze chciałam aby były idealne. Byłam właśnie w kwiaciarni, gdzie zamawiałam kwiaty, kiedy nadeszła mnie ochota na bukiet, dlatego poprosiłam również jeden dla siebie i wrzuciłam zdjęcie. Był trochę sporych rozmiarów, ale zdecydowanie poprawił mi się humor. Postawiłam je w salonie i zaraz przyniosłam lemoniadę. Rozsiadłam się wygodnie przy stole z laptopem i dalej pracowałam. W dodatku ugotowałam sobie lekki obiad i usłyszałam dzwonek swojego telefonu. Spojrzałam na whatsapp i tylko się głośno zaśmiałam na widok zdjęcia. Nie musiałam długo czekać na przyjęcie zaproszenia. Złapałam za swoją torbę i pojechałam na miejsce. Jak tylko zobaczyłam Pedro w towarzystwie swojego rodzeństwa to tylko się zaśmiałam. Podeszłam do nich i zaraz mój chłopak podjechał do mnie z uśmiechem na deskorolce i dał mi całusa.

- Widzę, że ciężko pracujecie. – zaśmiałam się i przywitałam z resztą – I ty na desce?
- A jednak zaskakuje. – puścił mi oczko, a ja jedynie usiadłam obok Marii
- Pedro jak zawsze dzwoni po wsparcie. – a ja nie rozumiałam o co jej chodzi – Nasz tato ma urodziny. Myśleliśmy nad imprezą dla niego. A raczej Pedro chce mu zrobić super dużą imprezę.
- No tak, ale kochanie twój tato tego nie lubi. Jak dla mnie pasuje do niego raczej grill z rodziną.
- Dokładnie, staramy mu się to wbić do głowy. – zaśmiał się Raul
- I dzwonisz po mnie, abym powiedziała ci to samo? – przyjrzałam mu się dokładnie, a Maria sama zaczęła jeździć na drugiej desce
- Zadzwoniłem abyś się sama nie nudziła w domu. – zauważył siadając obok mnie z woda – Od kogo ten bukiet? – szepnął
- Zazdrosny?
- Owszem. – objął mnie w pasie – Więc?
- Sama sobie kupiłam, bo pewien pan nie daje mi takich prezentów. – wystawiłam mu język – Ale deska? Czy jest coś czego nie potrafisz?
- Jestem geniuszem. Ale przyjdziesz na grilla?
- Jednak dałeś się namówić na grill? – zaśmiała się Maria a on pokiwał głową, że tak – Kupno mięsa należy do ciebie. Kto ma ochotę na frytki?

Zgodnie potwierdziliśmy, ze my wszyscy. Poszła do budki, a ja jedynie przyjrzałam się desce. Zaraz oczywiście wzięłam ją do ręki i nie do końca wiedziałam co mam robić. Panowie chyba to zauważyli, bo zaraz dawali mi cenne wskazówki. Przejechałam się kawałek i musiałam przyznać, że spodobało mi się to. Tyle tylko, że chciałam czegoś więcej niż prostej jazdy. Zauważyłam Marię, która przyniosła frytki i sama usiadła obok braci, a ja zaparłam się i w taki o to sposób, chciałam zrobić trick, usłyszałam tylko – uważaj – i w taki o to sposób leżałam na ziemi i dopiero poczułam co to znaczy ból tyłka.

- O matko, nic ci nie jest? – od razu cała trójka znalazła się przy mnie
- Jestem ciężka. – jęknęłam się podnosząc – Mój tyłek. – mruknęłam od razu się po nim masując
- Myślę, że nie tylko to ucierpiało. – zauważyła  Maria wskazując na mój krwawiący łokieć a ja tylko jęknęłam
- Co cię podkusiło? – westchnął Pedro – Mam apteczkę w samochodzie, opatrzę ci łokieć.
- Aj gapa ze mnie. I chyba nie jest tak źle co? – starałam się spojrzeć ale syknęłam tylko głośnej – Ok, możemy to opatrzyć.

Poszliśmy z nim do samochodu, gdzie od razu zabrał się do roboty. Mruczał coś pod nosem, aż w końcu nie wytrzymałam i zaczęłam się śmiać. Rzuciłam jeszcze, że powinien dać mi całusa w to miejsce i podmuchać. Spojrzał na mnie jedynie i sam dołączył do śmiechu. Wróciliśmy jednak do reszty trzymając się za dłonie i zaraz usiadłam posłusznie na swoim miejscu i jadłam grzecznie frytki. Maria wraz z Pedro wrócili do jazdy, a ja jedynie spojrzałam na Raula.

- A ty? Dlaczego nie jeździsz?
- Kolano. – jęknął – Załatwiłem sobie je na desce, chciałem pokazać coś więcej niż potrafię. – puścił mi oczko na co się zaśmiałam – Przyłóż w domu lód to jutro ból minie. Wiem co mówię.
- Aj, mogłam się nie popisywać. Zwłaszcza jak czeka na mnie skakanie po drabinie i wiele innych zajęć.
- Kolejna urodzinowa impreza? – a ja zauważyłam, że wesele – Ale na grilla znajdziesz czas?
- Oczywiście. – uśmiechnęłam się co odwzajemnił
- Ej plotkary o czym sobie tak tutaj smęcicie?
- Podrywam szwagierkę. – rzucił obejmując mnie ramieniem
- Ej, ej. Ona jest zajęta przez tego przystojniejszego Mosquere. – wystawił język – Ale co, zbieramy się? Rozumiem, że mam dużo mięsa kupić.
- Dokładnie, oby była pogoda. Nie zamierzam stać jak dwa lata temu w deszczu i pilnować.

O dziwo Pedro rzucił, że pojedzie ze mną. Wzruszyłam tylko ramionami i zastanawiałam się czy chce prowadzić, ale tylko rozłożył się na siedzeniu pasażera. Ruszyłam w stronę jego mieszkania, tyle tylko, ze kazał mi jechać okrężną drogą czego nie rozumiałam. Staliśmy właśnie na światłach, kiedy dokładnie mu się przyjrzałam.

- Wariatka, mogłaś zrobić sobie coś gorszego.
- Oj tam. – uśmiechnęłam się – O co chodzi?
- Przyjdziesz na urodziny mojego taty? – a ja pokiwałam głową, ze tak – Może damy mu wspólny prezent? Jako para.
- Dlaczego nie. Rozumiem, że mam się tym zająć? – a on pokiwał głową, że nie – Ok, to dopiszę się do kartki. Daj mi znać co i jak, a przeleję ci pieniądze. Coś jeszcze? Że kazałeś mi jeździć dłuższą drogą? W dniu kiedy boli mnie tyłek?
- Chciałem spędzić z tobą trochę więcej czasu. – wzruszył ramionami – A coś czuję, że utkniemy tutaj w korku. – a ja jedynie jęknęłam – Chyba, że masz chwilkę na spacer po plaży.


Zdecydowane to mi odpowiadało bardziej, dlatego z uśmiechem zaparkowałam przy plaży i poszliśmy na spacer, tyle tylko, że w pewnym momencie złapał nas deszcz, dlatego szybko wróciliśmy do samochodu i odwiozłam chłopaka do jego mieszkania, już bez korków. Życzyłam mu powodzenia w meczu dając całusa, za co podziękował i zaraz uciekł do siebie. Zanim ruszyłam, usłyszałam jeszcze dźwięk wiadomości, która mówiła „uważaj na siebie”. Uśmiechnęłam się jedynie i rzuciłam telefon na siedzenie obok siebie. Musiałam przyznać, że ten dzień zdecydowanie należał do tych udanych, mimo upadku. 

&&&

Pedro i jego popisowe sztuczki 
A i do końca zostało tylko 5 rozdziałów... jak ten czas szybko zleci...zdecydowanie za szybko. 
I zastanawiam się tak... czy nie wrzucać innego opowiadania o piłkarzu - Jorge Orti? Napisałam go w 2013 roku... ale nigdy nikomu nawet o nim nie mówiłam xd 

1 komentarz:

  1. Pedro od samego początku wiedział jaka impreza pasuje do jego ojca. Chciał po prostu ściągnąć Marię pod pretekstem i spędzić z nią czas :P Taki kombinator z niego ^^ Obydwoje nie mają już problemu, aby spędzać czas z rodziną/przyjaciółmi swoich rodziców. Miłość kwitnie :) Tylko niech Pedro nie zapomina o kwiatach!

    OdpowiedzUsuń