Byłam w trakcie planowania dwóch imprez, dekorowałam właśnie
balkon, kiedy Laura stała obok mnie i notowała wszystkie pomysły na drugą
imprezę. Miało to być wesele, więc miałyśmy burzę mózgów w dodatku dopisywała listę zakupów. Na
szczęście pogoda nam dopisywała, a Pedro dał mi chwilę na pracę. Powiesiłam
ostatni balon i stanęłam na środku podziwiając widok.
- No, no szefowo. – uśmiechnęła się Laura co odwzajemniłam
wyciągając telefon – Nasz instagram ma już sporo fanów.
- Owszem i zaczynam wierzyć, że większość osób nie śledzi
nas, aby zatrudnić. – westchnęłam
- Chyba musisz odciąć swoje prywatne zdjęcia. – a ja
pokiwałam głowa, że ma rację – W takim razie pora imprezować.
Uśmiechnęłam się jedynie do niej i zaraz widziałam w jej
dłoni aparat, którym robiła zdjęcia na naszą stronę. Sama również wrzuciłam
kilka i zaśmiałam się na widok zdjęcia Pedro. Korzystał z ostatnich ciepłych
dni, i jak widać świetnie się bawił na desce. Musiałam w sumie przyznać, że
trochę mu tego zazdrościłam. Jednak wróciłam do domu wykończona, a od rana
musiałam pracować ciężko nad weselem. Akurat te zlecenia lubiłam najbardziej, i
zawsze chciałam aby były idealne. Byłam właśnie w kwiaciarni, gdzie zamawiałam
kwiaty, kiedy nadeszła mnie ochota na bukiet, dlatego poprosiłam również jeden
dla siebie i wrzuciłam zdjęcie. Był trochę sporych rozmiarów, ale zdecydowanie
poprawił mi się humor. Postawiłam je w salonie i zaraz przyniosłam lemoniadę.
Rozsiadłam się wygodnie przy stole z laptopem i dalej pracowałam. W dodatku
ugotowałam sobie lekki obiad i usłyszałam dzwonek swojego telefonu. Spojrzałam
na whatsapp i tylko się głośno zaśmiałam na widok zdjęcia. Nie musiałam długo
czekać na przyjęcie zaproszenia. Złapałam za swoją torbę i pojechałam na
miejsce. Jak tylko zobaczyłam Pedro w towarzystwie swojego rodzeństwa to tylko
się zaśmiałam. Podeszłam do nich i zaraz mój chłopak podjechał do mnie z
uśmiechem na deskorolce i dał mi całusa.
- Widzę, że ciężko pracujecie. – zaśmiałam się i przywitałam
z resztą – I ty na desce?
- A jednak zaskakuje. – puścił mi oczko, a ja jedynie
usiadłam obok Marii
- Pedro jak zawsze dzwoni po wsparcie. – a ja nie rozumiałam
o co jej chodzi – Nasz tato ma urodziny. Myśleliśmy nad imprezą dla niego. A
raczej Pedro chce mu zrobić super dużą imprezę.
- No tak, ale kochanie twój tato tego nie lubi. Jak dla mnie
pasuje do niego raczej grill z rodziną.
- Dokładnie, staramy mu się to wbić do głowy. – zaśmiał się
Raul
- I dzwonisz po mnie, abym powiedziała ci to samo? –
przyjrzałam mu się dokładnie, a Maria sama zaczęła jeździć na drugiej desce
- Zadzwoniłem abyś się sama nie nudziła w domu. – zauważył
siadając obok mnie z woda – Od kogo ten bukiet? – szepnął
- Zazdrosny?
- Owszem. – objął mnie w pasie – Więc?
- Sama sobie kupiłam, bo pewien pan nie daje mi takich
prezentów. – wystawiłam mu język – Ale deska? Czy jest coś czego nie potrafisz?
- Jestem geniuszem. Ale przyjdziesz na grilla?
- Jednak dałeś się namówić na grill? – zaśmiała się Maria a
on pokiwał głową, że tak – Kupno mięsa należy do ciebie. Kto ma ochotę na
frytki?
Zgodnie potwierdziliśmy, ze my wszyscy. Poszła do budki, a
ja jedynie przyjrzałam się desce. Zaraz oczywiście wzięłam ją do ręki i nie do
końca wiedziałam co mam robić. Panowie chyba to zauważyli, bo zaraz dawali mi
cenne wskazówki. Przejechałam się kawałek i musiałam przyznać, że spodobało mi
się to. Tyle tylko, że chciałam czegoś więcej niż prostej jazdy. Zauważyłam
Marię, która przyniosła frytki i sama usiadła obok braci, a ja zaparłam się i w
taki o to sposób, chciałam zrobić trick, usłyszałam tylko – uważaj – i w taki o
to sposób leżałam na ziemi i dopiero poczułam co to znaczy ból tyłka.
- O matko, nic ci nie jest? – od razu cała trójka znalazła
się przy mnie
- Jestem ciężka. – jęknęłam się podnosząc – Mój tyłek. –
mruknęłam od razu się po nim masując
- Myślę, że nie tylko to ucierpiało. – zauważyła Maria wskazując na mój krwawiący łokieć a ja
tylko jęknęłam
- Co cię podkusiło? – westchnął Pedro – Mam apteczkę w
samochodzie, opatrzę ci łokieć.
- Aj gapa ze mnie. I chyba nie jest tak źle co? – starałam
się spojrzeć ale syknęłam tylko głośnej – Ok, możemy to opatrzyć.
Poszliśmy z nim do samochodu, gdzie od razu zabrał się do
roboty. Mruczał coś pod nosem, aż w końcu nie wytrzymałam i zaczęłam się śmiać.
Rzuciłam jeszcze, że powinien dać mi całusa w to miejsce i podmuchać. Spojrzał
na mnie jedynie i sam dołączył do śmiechu. Wróciliśmy jednak do reszty
trzymając się za dłonie i zaraz usiadłam posłusznie na swoim miejscu i jadłam
grzecznie frytki. Maria wraz z Pedro wrócili do jazdy, a ja jedynie spojrzałam
na Raula.
- A ty? Dlaczego nie jeździsz?
- Kolano. – jęknął – Załatwiłem sobie je na desce, chciałem
pokazać coś więcej niż potrafię. – puścił mi oczko na co się zaśmiałam –
Przyłóż w domu lód to jutro ból minie. Wiem co mówię.
- Aj, mogłam się nie popisywać. Zwłaszcza jak czeka na mnie
skakanie po drabinie i wiele innych zajęć.
- Kolejna urodzinowa impreza? – a ja zauważyłam, że wesele –
Ale na grilla znajdziesz czas?
- Oczywiście. – uśmiechnęłam się co odwzajemnił
- Ej plotkary o czym sobie tak tutaj smęcicie?
- Podrywam szwagierkę. – rzucił obejmując mnie ramieniem
- Ej, ej. Ona jest zajęta przez tego przystojniejszego
Mosquere. – wystawił język – Ale co, zbieramy się? Rozumiem, że mam dużo mięsa
kupić.
- Dokładnie, oby była pogoda. Nie zamierzam stać jak dwa
lata temu w deszczu i pilnować.
O dziwo Pedro rzucił, że pojedzie ze mną. Wzruszyłam tylko
ramionami i zastanawiałam się czy chce prowadzić, ale tylko rozłożył się na
siedzeniu pasażera. Ruszyłam w stronę jego mieszkania, tyle tylko, ze kazał mi
jechać okrężną drogą czego nie rozumiałam. Staliśmy właśnie na światłach, kiedy
dokładnie mu się przyjrzałam.
- Wariatka, mogłaś zrobić sobie coś gorszego.
- Oj tam. – uśmiechnęłam się – O co chodzi?
- Przyjdziesz na urodziny mojego taty? – a ja pokiwałam
głową, ze tak – Może damy mu wspólny prezent? Jako para.
- Dlaczego nie. Rozumiem, że mam się tym zająć? – a on
pokiwał głową, że nie – Ok, to dopiszę się do kartki. Daj mi znać co i jak, a
przeleję ci pieniądze. Coś jeszcze? Że kazałeś mi jeździć dłuższą drogą? W dniu
kiedy boli mnie tyłek?
- Chciałem spędzić z tobą trochę więcej czasu. – wzruszył
ramionami – A coś czuję, że utkniemy tutaj w korku. – a ja jedynie jęknęłam –
Chyba, że masz chwilkę na spacer po plaży.
Zdecydowane to mi odpowiadało bardziej, dlatego z uśmiechem
zaparkowałam przy plaży i poszliśmy na spacer, tyle tylko, że w pewnym momencie
złapał nas deszcz, dlatego szybko wróciliśmy do samochodu i odwiozłam chłopaka
do jego mieszkania, już bez korków. Życzyłam mu powodzenia w meczu dając
całusa, za co podziękował i zaraz uciekł do siebie. Zanim ruszyłam, usłyszałam
jeszcze dźwięk wiadomości, która mówiła „uważaj na siebie”. Uśmiechnęłam się
jedynie i rzuciłam telefon na siedzenie obok siebie. Musiałam przyznać, że ten
dzień zdecydowanie należał do tych udanych, mimo upadku.
&&&
Pedro i jego popisowe sztuczki
A i do końca zostało tylko 5 rozdziałów... jak ten czas szybko zleci...zdecydowanie za szybko.
I zastanawiam się tak... czy nie wrzucać innego opowiadania o piłkarzu - Jorge Orti? Napisałam go w 2013 roku... ale nigdy nikomu nawet o nim nie mówiłam xd
Pedro od samego początku wiedział jaka impreza pasuje do jego ojca. Chciał po prostu ściągnąć Marię pod pretekstem i spędzić z nią czas :P Taki kombinator z niego ^^ Obydwoje nie mają już problemu, aby spędzać czas z rodziną/przyjaciółmi swoich rodziców. Miłość kwitnie :) Tylko niech Pedro nie zapomina o kwiatach!
OdpowiedzUsuń