Moje pierwsze zlecenie w którym musiałam zrobić wszystko wkładając w to 200 procent normy. Nie powiem, trochę się tego zlecenia obawiałam, a z drugiej strony nie mogłam doczekać się efektów. W dodatku panna młoda była bardzo kumata i doskonale wiedziała co chce i nie musiałam nawet wprowadzać swoich pomysłów i w sumie nie wiedziałam, dlaczego moja poprzedniczka się jej pozbyła. Chociaż z drugiej strony ciekawiło mnie co to za pan młody, który nawet się nie interesował przygotowaniami. Od kiedy pracowałam nad ich ślubem, ani razu go nie widziałam. Tak samo jak nie widziałam się z moim towarzyszem, niestety nie miałam dla niego czasu, chociaż trochę tęskniłam za chwilami dla nas, dla siebie kiedy mogłam wyłączyć myślenie. Jednak kiedy obiecywałam sobie, że do niego zadzwonię, umówię się na wieczór jak na złość coś mi zawsze musiało wyskoczyć. Nie wspomnę o tym, że co chwilę wydzwaniała do mnie mama, i teraz jeszcze doszła do tego babcia więc zapewne to było coś arcyważnego. Zapisałam sobie w kalendarzu koło informacji o kwiatach, o tym, aby wpaść do dziadków, jak już byłam w okolicy.
Nastał kolejny dzień, jak zawsze zwlekłam się z łóżka i jedząc śniadanie przeglądałam swój kalendarz. Po raz kolejny miałam dzisiaj dużo do zrobienia, więc tylko westchnęłam głośno i poszłam się naszykować na dzień pełen wrażeń.
Cukiernia, kościół, papierniczy, ikea. Jak dobrze, że miałam swój samochód, chociaż nie uśmiechało mi się stać co chwilę w korkach. Nuciłam sobie kolejną piosenkę uderzając o kierownicę i zastanawiałam się dlaczego po raz kolejny muszę stać w korku obok stadionu. Niby był to dla mnie odpowiedni skrót, tyle tylko, że i tak traciłam czas. W dodatku chyba odbywała się jakaś prezentacja, a z tego co się orientowałam jak na razie meczy nie było. I na pewno nie był to jakiś sparing z ważną drużyną, inaczej to by zaraz u mnie na kanapie nocowało kuzynostwo. W sumie musiałam do nich napisać, aby czasem nie zwalili mi się bez zapowiedzi w najmniej odpowiednim momencie.
Pracowałam jak głupia, wszystko musiało być idealnie zrobione. Dlatego pracowałam od rana do późnego wieczora. Niestety nie mogłam iść nawet z moim kuzynostwem na mecz. Co oczywiście mi wypominali i widziałam, że zrobiło im się przykro, ale cóż zrobić. W dodatku pogoda nam nie dopisywała, i miałam nadzieję, że na wesele będzie idealna. Jechałam właśnie do kwieciarni, więc skręciłam po drodze, i zaparkowałam pod swoim rodzinnym domem. Od razu wpadłam do domu i przywitałam się z mama.
- No nareszcie, myślałam, że będę musiała list wysłać. – westchnęła podając mi zupę
- Przepraszam, ale mam naprawdę dużo na głowie. Teraz w dodatku mam wesele, które muszę przygotować w tydzień. Właśnie jadę do kwieciarni, aby umówić się dokładnie odnośnie kwiatów.
- Przepracowujesz się kochanie.
- To tylko teraz. – zaśmiałam się – Ale to coś bardzo ważnego było?
- Chcemy zrobić rodzinnego grilla. Wszyscy się zjadą. Dawno już się nie spotykaliśmy. Wy młodzi nic tylko pracujecie.
- Wcale nie. Przecież spędziliśmy wspólne wakacje. – od razu zauważyłam – Cała ekipa u dziadków, i była niezła zabawa.
- Czyli jak zawsze. Ale chociaż dużo będziesz mieć za to wesele. – a ja od razu jęknęłam mamo – No co? przepracowujesz się, wiem ile to ja musiałam przygotować na swoje wesele.
- Teraz jest tak samo, ale na szczęście większość miała. Ja zajmuję się tylko dekoracją. I co najważniejsze, ona ma wizję a ja ją tylko tworzę. Chociaż jest bardzo wymagająca. Ale z drugiej strony, jest to dla mnie niezłe wyzwanie, które mimo wszystko mi się podoba.
- No tak, ale kochanie pamiętasz Manuela? – uśmiechnęła się szeroko a ja tylko westchnęłam w duchu
- Mamo, nie wrócę do swojego byłego.
- Teraz to już raczej za późno. Oświadczył się. – ucieszyła się jakby to była najważniejsza nowina w dniu dzisiejszym – I to w dodatku będzie tatusiem.
- Cieszysz się jakbym to była ja. – zaśmiałam się a ona machnęła ręką
- Owszem, marzyłam o tym. Zresztą sami o tym mówiliście jakby to było normalne. Aż nagle pewnego dnia nie ma już was, do tej pory nie wiem co się wydarzyło. – a ja tylko się uśmiechnęłam, wolałam jej nie mówić co nas takiego poróżniło – No tak, nie powiesz mi. Jesteś złą córką, wiesz o tym?
- Ale twoją jedyną. – uśmiechnęłam się szeroko co sama odwzajemniła
Nastał kolejny dzień, jak zawsze zwlekłam się z łóżka i jedząc śniadanie przeglądałam swój kalendarz. Po raz kolejny miałam dzisiaj dużo do zrobienia, więc tylko westchnęłam głośno i poszłam się naszykować na dzień pełen wrażeń.
Cukiernia, kościół, papierniczy, ikea. Jak dobrze, że miałam swój samochód, chociaż nie uśmiechało mi się stać co chwilę w korkach. Nuciłam sobie kolejną piosenkę uderzając o kierownicę i zastanawiałam się dlaczego po raz kolejny muszę stać w korku obok stadionu. Niby był to dla mnie odpowiedni skrót, tyle tylko, że i tak traciłam czas. W dodatku chyba odbywała się jakaś prezentacja, a z tego co się orientowałam jak na razie meczy nie było. I na pewno nie był to jakiś sparing z ważną drużyną, inaczej to by zaraz u mnie na kanapie nocowało kuzynostwo. W sumie musiałam do nich napisać, aby czasem nie zwalili mi się bez zapowiedzi w najmniej odpowiednim momencie.
Pracowałam jak głupia, wszystko musiało być idealnie zrobione. Dlatego pracowałam od rana do późnego wieczora. Niestety nie mogłam iść nawet z moim kuzynostwem na mecz. Co oczywiście mi wypominali i widziałam, że zrobiło im się przykro, ale cóż zrobić. W dodatku pogoda nam nie dopisywała, i miałam nadzieję, że na wesele będzie idealna. Jechałam właśnie do kwieciarni, więc skręciłam po drodze, i zaparkowałam pod swoim rodzinnym domem. Od razu wpadłam do domu i przywitałam się z mama.
- No nareszcie, myślałam, że będę musiała list wysłać. – westchnęła podając mi zupę
- Przepraszam, ale mam naprawdę dużo na głowie. Teraz w dodatku mam wesele, które muszę przygotować w tydzień. Właśnie jadę do kwieciarni, aby umówić się dokładnie odnośnie kwiatów.
- Przepracowujesz się kochanie.
- To tylko teraz. – zaśmiałam się – Ale to coś bardzo ważnego było?
- Chcemy zrobić rodzinnego grilla. Wszyscy się zjadą. Dawno już się nie spotykaliśmy. Wy młodzi nic tylko pracujecie.
- Wcale nie. Przecież spędziliśmy wspólne wakacje. – od razu zauważyłam – Cała ekipa u dziadków, i była niezła zabawa.
- Czyli jak zawsze. Ale chociaż dużo będziesz mieć za to wesele. – a ja od razu jęknęłam mamo – No co? przepracowujesz się, wiem ile to ja musiałam przygotować na swoje wesele.
- Teraz jest tak samo, ale na szczęście większość miała. Ja zajmuję się tylko dekoracją. I co najważniejsze, ona ma wizję a ja ją tylko tworzę. Chociaż jest bardzo wymagająca. Ale z drugiej strony, jest to dla mnie niezłe wyzwanie, które mimo wszystko mi się podoba.
- No tak, ale kochanie pamiętasz Manuela? – uśmiechnęła się szeroko a ja tylko westchnęłam w duchu
- Mamo, nie wrócę do swojego byłego.
- Teraz to już raczej za późno. Oświadczył się. – ucieszyła się jakby to była najważniejsza nowina w dniu dzisiejszym – I to w dodatku będzie tatusiem.
- Cieszysz się jakbym to była ja. – zaśmiałam się a ona machnęła ręką
- Owszem, marzyłam o tym. Zresztą sami o tym mówiliście jakby to było normalne. Aż nagle pewnego dnia nie ma już was, do tej pory nie wiem co się wydarzyło. – a ja tylko się uśmiechnęłam, wolałam jej nie mówić co nas takiego poróżniło – No tak, nie powiesz mi. Jesteś złą córką, wiesz o tym?
- Ale twoją jedyną. – uśmiechnęłam się szeroko co sama odwzajemniła
&&&
Ubrana w jedną ze swoich ulubionych sukienek, zjawiłam się
punktualnie w odpowiednim miejscu. Dzisiaj miałam wesele więc od rana latałam
jak głupia, aż w końcu przywitałam z Laura, założyłam na siebie słuchawkę i
stanęłam z tyłu. To było imponujące, tylu gości w jednym pomieszczeniu i jak na
razie wszystko grało. Tyle tylko, że w pewnym momencie zobaczyłam Jose i tego
nie rozumiałam, co on tu robił. Miałam już do niego podejść kiedy zobaczyłam
najważniejszą rzecz – on brał dzisiaj ślub! W tym momencie nie wiedziałam co
się dzieje. Laura podeszła do mnie i jakoś się ocknęłam. Musiałam być
profesjonalna, ale ni jak mi to wychodziło. Ślub był przepiękny, i to była w
dodatku moja zasługa. Przez cały czas starałam się chować. Ale ni jak mi to
wyszło, od razu dorwała mnie mama panny młodej i dziękowała za wszystko. Tylko
się do niej uśmiechnęłam i pod byle pretekstem uciekłam. Stałam z tyłu i myślałam jak się zwinąć
wcześniej. Zdecydowanie w tym momencie chciałam być gdzie indziej. Widziałam
uśmiechy gości, aż w pewnym momencie po prostu nie wytrzymałam i uciekłam do
łazienki. Wytarłam łzy i poprawiłam makijaż. Kilka głębszych wdechów i wyszłam
na salę. Od razu dostałam cynk od Laury, więc poszłam szybko poprawić
zniszczony element.
- Ana? – usłyszałam za sobą więc tylko zamknęłam oczy i się
odwróciłam – Wytłumaczę…
- Nie ma co. teraz wiem, że jesteśmy na twoim weselu, tylko
szkoda, że tak późno. – mruknęłam
- Wiem, to nie tak miało to wyglądać. Ale…
- Skończ. Powinieneś być przy żonie.
- Przepraszam.
- Daj spokój, byłam idiotką i już.
- Nie byłaś. Naprawdę mi przykro, to nie tak miało wyglądać.
- Jose wszyscy cię szukają. – usłyszałam obok niego więc tam
spojrzeliśmy – Przeszkadzam?
- Idź, i nie wchodź mi w drogę. – westchnęłam odwracając się
do nich tyłem
- Przepraszam.
Zostałam sama na co zła kopnęłam w kwiatka, i wzięłam tylko
głęboki wdech. Poprawiłam wszystko co miałam poprawić i wróciłam na salę. Dalej
trzymałam się na uboczu i starałam się wtopić w tłum. Właśnie był moment kiedy
panna młoda rzucała bukietem, więc stałam na samym końcu aż ktoś przy mnie
przystanął i usłyszałam.
- Lepiej jest odpuścić i po prostu uciec.
- Słucham? – spojrzałam w bok i widziałam tam tego samego
chłopaka, który zawołał Jose
- Co tym razem przeskrobał? – a ja tylko spojrzałam przed
siebie – Bo to akurat widać. Jestem jego kumplem. I by nie przepraszał
nieznajomej na własnym weselu. – szepnął
- Jeśli jesteś jego kumplem to dlaczego jego się o to nie
zapytasz?
- Przy nim stoi ona. A nie przepadam za nią aż tak bardzo,
ale nie chciał słuchać kumpli. Powiem ci jedno, jeśli on przeprasza, to jest mu
przykro.
- W tym momencie za to co zrobił, to powinien raczej
przeprosić swoją żonę. – westchnęłam i zaczęłam klaskać jak reszta dziewczynie
co zdobyła bukiet
- Czyli to o ciebie chodziło.
- A ty przepraszam co, jego adwokat? – stanęłam przed nim a
ten nie wiadomo z jakiego powodu zaczął się śmiać – Powiedziałam coś zabawnego?
- Owszem, jestem prawnikiem. – zaśmiał się i w tym momencie
ja również się zaśmiałam – Chociaż on mnie nie zatrudnił, a masz rację mógłby.
Pedro jestem. – wyciągnął w moją stronę dłoń
- Ana.
- Pewnie to głupio zabrzmi, ale ładne wesele. Znasz się na
rzeczy.
- Dwa tygodnie, tylko tyle czasu miałam i dziękuje. Cieszy
mnie to, że moja praca podoba się innym. Zwłaszcza, że dopiero co zaczynam w
tej branży. – a on zapytał czy same wesela – Nie, organizuje jeszcze
babyshower, urodziny oraz imprezy firmowe. Wszystkim co nazywamy imprezą.
Chociaż najczęściej zajmuje się właśnie weselami. Co oczywiście nie podoba się
mojej mamie.
- Niech zgadnę, uważa że się marnujesz i powinnaś w życiu
robić coś innego? – uśmiechnął się na co przytaknęłam – Ah skąd ja to znam.
Chyba każde dziecko słyszy to od kogoś z rodziny.
- Więc czym ty się zajmujesz?
- Jak już wiesz, jestem prawnikiem. Jakimś cudem ojciec
przemówił mi do rozsądku i wiem, że kiedyś mu podziękuje. Zwłaszcza, że teraz
jestem piłkarzem, profesjonalnym jednak trzeba mieć jakieś zabezpieczenie na
przyszłość.
- Dokładnie, dlatego studiowałam ekonomię. Chociaż daleko mi
do tego jak widać. – zaśmiałam się i spojrzałam na zegarek
- I jak widać, robisz to co lubisz. Jakaś atrakcja będzie? –
a ja zdziwiona na niego spojrzałam – Co chwilę spoglądasz na zegarek. – a ja rzuciłam, ze raczej wesele będzie się
kończyć bo zaraz będą wyjeżdżać na miesiąc miodowy – No tak, Ibiza. Ale chyba
sam powinienem się ogarnąć, w końcu jestem świadkiem. A jak widać nie bardzo
się wywiązuje z obowiązków.
- Witaj w klubie. – zaśmiałam się – Zresztą powinieneś
wracać do partnerki. Zatańczyć ostatni taniec.
Widziałam Laurę, więc zaraz do niej podeszłam. Wszyscy
poszli pożegnać nowożeńców, a my skupiliśmy się na zamknięciu imprezy. Wszystko
mieliśmy posprzątać jutro, jednak musiałam wydać ostatnie polecenia wszystkim i
co najważniejsze o której mają się zjawić. Kiedy wszystko było załatwione,
mogłam pojechać do domu. Wsiadłam do auta i po prostu jechałam skrótem, aby
dotrzeć do własnego łóżka jak najszybciej.
Obudziłam się o jedenastej i nie miałam ochoty wstać. Jednak
jakoś się zwlekłam z łóżka i z mocną kawa pojechałam na salę, aby wszystko
uporządkować. Zostawiłam sobie jeden bukiet i wróciłam z nim do mieszkania,
gdzie postawiłam go w widocznym miejscu. Westchnęłam głośno, po raz kolejny
dałam się nabrać. A teraz chłopak z którym dobrze się bawiłam, dla którego
zarywałam nocki będzie dobrze bawić się z żoną na Ibizie. Po raz kolejny
zostałam nieźle wystawiona do wiatru, i to po raz kolejny przez chłopaka.
Zacznę od tego, że momentalnie przed oczami stanął mi film z Jennifer Lopez do którego zdecydowanie muszę powrócić :) Już sądziłam, że to Pedro będzie panem młodym, ale na całe szczęście "pan prawnik" okazał się być w miarę ogarnięty. Doskonale zna swojego kumpla i od razu wyczuł, że coś przeskrobał ^^ mam tylko nadzieję, że Jose skupi się na małżeństwie, a nie na "przepraszaniu" organizatorki swojego ślubu. Cóż za ironia losu! Niech da pole do popisu Pedro :P
OdpowiedzUsuń