Siedziałam w kawiarni i ciężko pracowałam. Nie miałam
swojego biura, jednak na tym polegała właśnie moja praca. Byłam organizatorką imprez
i czekałam na swoich klientów. Ich ślub zbliżał się coraz
to większymi krokami i dlatego zajmowałam się kosmetycznymi sprawami. Chciałam,
aby wszystko było dobrze. jak się okazało moje pomysły bardzo przypadły im do
gustu i dlatego pojechałam do swojej przyjaciółki, która miała kwiaciarnię. Jak
tylko mnie zobaczyła, to od razu podała kartkę na której napisałam jej co mi
potrzeba. Teraz mogłam skupić się na przygotowaniach wystroju. W końcu to
będzie ich najważniejszy dzień w życiu. Kiedy nadeszła data, od rana biegałam
jak nakręcona. Wszystko było odpicowane na ostatni guzik i mogłam zadowolona
stanąć z boku i patrzeć jak bawią się inni. Widziałam uśmiechniętą pannę młodą,
która zmierzała w moją stronę.
- Dziękuje. – uśmiechnęła się do mnie na co machnęłam ręką a
ja zaraz przytulił mąż – W końcu się znalazłeś. – zaśmiała się
- Wytańczyłem się z twoja mamą więc wróciłem do ciebie. To
wesele jest świetne. – zaśmiał się
- W końcu to nasze wesele. – pogłaskała go po dłoni
- Matko wiem ze to wasze wesele, ale kto wymyślił te znaki
do toalety, księgi gości. Nie można było po prostu tego napisać, od razu trzeba
było dać jakiś głupi rebus? – usłyszałam
- Owszem, tak chcieliśmy bo jest wtedy śmieszniej. –
zauważyła Ana – I dla twojej wiadomości to stoisz przed tą osobą. – zauważyła,
a ja mu pomachałam a on się zmieszał
- Jest ładnie. – rzucił na co się zaśmiałam i jakimś cudem
zostałam z nim sama – Nie chciałem.
- Spoko, nie wszystkim się musi podobać wystrój, ważne że
podoba się im. A rebus jest prosty.
&&&
Odsypiałam kolejną zerwaną noc, od ostatniego wesela
zaprzyjaźniłam się bardziej z chłopakiem, który skrytykował moje wesele. W
sumie to spaliśmy ze sobą już od tygodnia, i nie rozmawialiśmy za wiele. Nie
wiedziałam w sumie czym się zajmuje, wystarczyło mi tylko jego imię. Leżałam w
swoim łóżku sama, kiedy usłyszałam dzwonek telefonu. Jęknęłam tylko głośno pod
nosem i złapałam za urządzenie.
- Dzień dobry, czy dodzwoniłam się do Any Dominguez?
- Yhym. – i zatuszowałam ziewnięcie w poduszce
- Przepraszam, że dzwonię tak wcześnie. Jednak czytałam na
Pani stronie, że dosyć szybko potrafi Pani wszystko zorganizować. A przyznam
się, że jestem w podbramkowej sytuacji.
Moja wcześniejsza organizatorka wesela zrezygnowała, w sumie zwolniła mnie
chyba a wesele mam za dwa tygodnie. – usłyszałam więc przewróciłam się na plecy
– Wiem, że to krótki termin ale naprawdę potrzebuje kogoś.
- No dobrze, musiałabym tylko zobaczyć co już jest zrobione.
Jeśli ma Pani czas, to możemy spotkać się dzisiaj i to wszystko uzgodnić.
- Bardzo się cieszę. I oczywiście, dostosuje się do Pani.
Spojrzałam tylko na kalendarz i od razu umówiłam się na
godzinę i miejsce. Nie pozostało mi nic innego jak tylko wstać i się
wyszykować. Szybki prysznic, założyłam na siebie pierwsze lepsze ciuchy i
wyszłam z mieszkania. Jechałam taksówką na spotkanie, kiedy zobaczyłam na
wyświetlaczu telefonu, że dzwoni moja mama. Jęknęłam tylko i odrzuciłam
połączenie. W tym momencie nie miałam ochoty z nią rozmawiać, a zapewne chciała
i tak mnie o coś poprosić. W końcu taka była moja rodzina, wszystko robiliśmy
razem. Dojechałam na spotkanie i od razu widziałam, że to wesele będzie spore i
trzeba będzie się nieźle napracować, ale w końcu lubiłam takie wyzwania.
&&&
Rozdział został napisany 28 sierpnia 2016 roku, więc nic nie zmieniałam... zostawiam to tak jak jest i przynajmniej od razu można się domyślić czym zajmuje się Ana.
I z sentymentu... wracam z historią o Pedro... ale co ja biedna poradzę?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz