niedziela, 7 lipca 2019

1. A rebus jest prosty.

Siedziałam w kawiarni i ciężko pracowałam. Nie miałam swojego biura, jednak na tym polegała właśnie moja praca. Byłam organizatorką imprez i czekałam na swoich klientów. Ich ślub zbliżał się coraz to większymi krokami i dlatego zajmowałam się kosmetycznymi sprawami. Chciałam, aby wszystko było dobrze. jak się okazało moje pomysły bardzo przypadły im do gustu i dlatego pojechałam do swojej przyjaciółki, która miała kwiaciarnię. Jak tylko mnie zobaczyła, to od razu podała kartkę na której napisałam jej co mi potrzeba. Teraz mogłam skupić się na przygotowaniach wystroju. W końcu to będzie ich najważniejszy dzień w życiu. Kiedy nadeszła data, od rana biegałam jak nakręcona. Wszystko było odpicowane na ostatni guzik i mogłam zadowolona stanąć z boku i patrzeć jak bawią się inni. Widziałam uśmiechniętą pannę młodą, która zmierzała w moją stronę.

- Dziękuje. – uśmiechnęła się do mnie na co machnęłam ręką a ja zaraz przytulił mąż – W końcu się znalazłeś. – zaśmiała się
- Wytańczyłem się z twoja mamą więc wróciłem do ciebie. To wesele jest świetne. – zaśmiał się
- W końcu to nasze wesele. – pogłaskała go po dłoni
- Matko wiem ze to wasze wesele, ale kto wymyślił te znaki do toalety, księgi gości. Nie można było po prostu tego napisać, od razu trzeba było dać jakiś głupi rebus? – usłyszałam
- Owszem, tak chcieliśmy bo jest wtedy śmieszniej. – zauważyła Ana – I dla twojej wiadomości to stoisz przed tą osobą. – zauważyła, a ja mu pomachałam a on się zmieszał
- Jest ładnie. – rzucił na co się zaśmiałam i jakimś cudem zostałam z nim sama – Nie chciałem.
- Spoko, nie wszystkim się musi podobać wystrój, ważne że podoba się im. A rebus jest prosty.

&&&

Odsypiałam kolejną zerwaną noc, od ostatniego wesela zaprzyjaźniłam się bardziej z chłopakiem, który skrytykował moje wesele. W sumie to spaliśmy ze sobą już od tygodnia, i nie rozmawialiśmy za wiele. Nie wiedziałam w sumie czym się zajmuje, wystarczyło mi tylko jego imię. Leżałam w swoim łóżku sama, kiedy usłyszałam dzwonek telefonu. Jęknęłam tylko głośno pod nosem i złapałam za urządzenie.

- Dzień dobry, czy dodzwoniłam się do Any Dominguez?
- Yhym. – i zatuszowałam ziewnięcie w poduszce
- Przepraszam, że dzwonię tak wcześnie. Jednak czytałam na Pani stronie, że dosyć szybko potrafi Pani wszystko zorganizować. A przyznam się, że jestem w podbramkowej  sytuacji. Moja wcześniejsza organizatorka wesela zrezygnowała, w sumie zwolniła mnie chyba a wesele mam za dwa tygodnie. – usłyszałam więc przewróciłam się na plecy – Wiem, że to krótki termin ale naprawdę potrzebuje kogoś.
- No dobrze, musiałabym tylko zobaczyć co już jest zrobione. Jeśli ma Pani czas, to możemy spotkać się dzisiaj i  to wszystko uzgodnić.
- Bardzo się cieszę. I oczywiście, dostosuje się do Pani.


Spojrzałam tylko na kalendarz i od razu umówiłam się na godzinę i miejsce. Nie pozostało mi nic innego jak tylko wstać i się wyszykować. Szybki prysznic, założyłam na siebie pierwsze lepsze ciuchy i wyszłam z mieszkania. Jechałam taksówką na spotkanie, kiedy zobaczyłam na wyświetlaczu telefonu, że dzwoni moja mama. Jęknęłam tylko i odrzuciłam połączenie. W tym momencie nie miałam ochoty z nią rozmawiać, a zapewne chciała i tak mnie o coś poprosić. W końcu taka była moja rodzina, wszystko robiliśmy razem. Dojechałam na spotkanie i od razu widziałam, że to wesele będzie spore i trzeba będzie się nieźle napracować, ale w końcu lubiłam takie wyzwania. 

&&&

Rozdział został napisany 28 sierpnia 2016 roku, więc nic nie zmieniałam... zostawiam to tak jak jest i przynajmniej od razu można się domyślić czym zajmuje się Ana. 
I z sentymentu... wracam z historią o Pedro... ale co ja biedna poradzę? 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz